Jest rok 1941. Moja babcia Wanda Urlata zapisuje się na zajęcia w Szkole Handlowej w okupowanym przez Niemców Krakowie.
Niemieckie szkoły zawodowe były jedyną możliwością dla młodzieży pragnącej kontynuować naukę , a nie mającej dostępu do tajnych kompletów. Warunkiem nauki jest odbycie praktyk w sklepie bądź warsztacie . Nauka w szkole trwa trzy dni w tygodniu, a praktyka kolejne trzy. Niedziela była dniem wolnym. Wanda Urlata podejmuje praktykę w zakładzie repasacji i cerowania ubrań na ul. Długiej w Krakowie.
Firmę prowadzi pani Jabłońska. Po kilku miesiącach praktyk Wanda dowiaduje się poufnie, że została wytypowana do wyjazdu na roboty do Rzeszy. Musi zrezygnować z pracy w dotychczasowym miejscu. By jednak nie zostać wywieziona musi kontynuować naukę. Do tego natomiast potrzebne są praktyki, a o te w Krakowie jest ciężko. Ojciec tymczasowo załatwia jej fikcyjna praktykę u sąsiada pana Stachury zamieszkałego przy ul. Zimorowicza 12 w Krakowie. Równocześnie rozpoczyna starania o odpowiednia dla córki miejsce do odbywania praktyki. Po „znajomości” i dzięki odpowiedniej gratyfikacji młoda Wanda Urlata zostaje przyjęta do znanej firmy lodziarskiej, której właścicielem jest Włoch Maks Kravec.
Maks pochodzi z północnych Włoch, a w Krakowie pojawił się jeszcze przed wojną. Posiada on wytwórnie lodów produkującą z włoskich półfabrykatów firmy ,,Luigi Olivo”. Siedziba firmy Maksa Kravca mieściła się w Krakowie przy ul. Czystej. Znajdowało się tam również biuro, magazyny, sortownia i mała stołówka dla pracowników. Poza tym Włoch dysponował jeszcze ekskluzywnymi lodziarniami przy ul. Basztowej, ul. Wolskiej, ul. Starowiślnej i ul. Floriańskiej.
Lodziarnie Maksa w czasie okupacji były ,,Nur fir deutche”, co oznaczało, że klientami mogli być wyłącznie Niemcy, folksdojcze i młodzież z Hitlerjugend. W praktyce były od tego pewne wyjątki. Maks traktował personel ,”po włosku” W firmie, mimo iż nie najmniejszej, panował rodzinny klimat.
Babcia pracowała w przedsiębiorstwie Włocha od 1942 do 1947 roku, w lodziarniach przy ul. Basztowej, ul. Wolskiej i ul. Czystej. Lodziarnie były otwarte od początku kwietnia do końca października w godzinach od 11.00 do 17.00. W pozostałe miesiące część pracowników zatrudniona była w siedzibie przy ul. Czystej. Maks Kravec znany był z dobrego traktowania polskich pracowników. Praca rozpoczynała się o godzinie 11.00 półgodzinnym obiadem wydawanym wszystkim pracownikom. W czasie okupacji taki obiad był nie lada gratką. Dla niektórych w ogóle stanowił jedyny posiłek w ciągu dnia.
Praca w lodziarni dla Niemców łączyła się ze znajomością języka okupanta. Przywilejem pracowników była także ochrona zatrudnionych przez szefa, który załatwiał im kenkarty i reklamował od wywózki czy jakiejkolwiek innej służby dla okupanta. Maks Kravec wielką wagę przywiązywał do higieny, zarówno osobistej pracowników, jak i podczas produkcji żywności. Sprowadzał z Włoch tylko najlepszej jakości komponenty do produkcji.
Lodziarnie były jak na owe czasy ekskluzywne i dobrze wyposażone. Standarem były marmurowe lady, chromowane wyposażenie i maszyny chłodnicze sprowadzane z renomowanych wytwórni włoskich. Najlepiej zapamiętanymi lodami z asortymentu firmy Maksa były lody cassatte. Były to kule wykonywane z kilku gatunków lodów z dużą ilością bakalii. Do konsumpcji, kule o wadze do dwóch kilo, kroiło się na części. Oczywiście takie specjały były oficjalnie niedostępne dla Polaków. Nieoficjalnie i po godzinach właściciel gościł w swoich lodziarniach profesorów i artystów krakowskich.
Wanda wspominała o dość częstych wizytach partyzantów na zapleczu lodziarni przy ul. Basztowej. Niemieccy klienci nie wiedzieli, że w tym samym czasie na zapleczu szatni przesiadywali konspiratorzy, którzy dostawali się tam niepostrzeżenie przez inną kamienicę która graniczyła z lodziarnią przy ul. Basztowej. Nieznane Niemcom wejście wiodło od strony Starego Kleparza. Gdy w lodziarni pojawiała się kontrola ulatniali się tą sama droga ostrzegani przez szatniarza.
Koniec okupacji i wyzwolenie zastało Wandę Urlatę w siedzibie firmy przy ul. Czystej. Radzieccy żołnierze którzy wpadli do zakładu, rozzłościli się białymi fartuchami i czystymi rękoma pracownic. Nie mogli uwierzyć, że pracują .Szef nosił również niezbyt włoskie nazwisko. Sołdaci zaczęli wrzeszczeć na dziewczyny, że wcale tu nie pracują tylko trudnią się nierządem. Zaczęli im nawet grozić samosądem. Kobiety z szefem zamknęły się na zapleczu. Sytuacje opanował dopiero przybyły na miejsce oficer. Tak niezbyt fortunnie zakończyła się okupacja.
Maks Kravec prowadził jeszcze krótki czas interes, jednak wkrótce zabrakło komponentów do produkcji, potem zaś firma została upaństwowiona. W sezonie pracowało się teraz od 9.00 do 21.00, bez przerw na odpoczynek i dni wolnych. Maks Kravec wystarał się o posadę kierownika w restauracji przy ul. Łobzowskiej, zaś Wanda Urlata pracowała w lodziarni jeszcze do 1947 roku. Z czasem lodziarnie przebranżowiono na zwykłe sklepy spożywcze. Tak też zakończyła się ta historia. Maks Kravec zmarł w połowie lat 50. XX wieku i jest pochowany w Krakowie na cmentarzu Rakowickim. Dziś o istnieniu jego firmy świadczy jedynie kilka ocalałych fotografii wykonanych przez pracownika biurowego Jana Kuna w 1943 roku.
Autor: Tomasz Piszczek
Oparte na wspomnieniach Pani Wandy Piskorz zd. Urlaty